Wyprawa na Wyspę Słońca
W 2009 r. wyruszyliśmy na pierwsze nasze dłuższe, zagraniczne wakacje. Wcześniej oczywiście wyjeżdżaliśmy poza granice naszego kraju, ale nigdy tak daleko i nie na tak długo. Wybraliśmy Grecję i wyspę Rodos. Kiedy teraz się nad tym zastanawiam, właściwie nie wiem dlaczego. Może dlatego, że lenistwo na plaży i podziwianie przyrody chcieliśmy połączyć ze zwiedzaniem zabytków.
Kiedy pojechaliśmy?
Chyba nie przesadzę pisząc, że na Rodos zawsze świeci słońce. Ponad 300 dni słonecznych w roku mówi samo za siebie. Przez siedem dni naszego pobytu na niebie nie było ani jednej chmury! Wygrzewając się w słońcu mogliśmy obserwować jedynie pojedyncze obłoki pojawiające się nad Turcją. Tylko jednego dnia pojawiły się pasma chmur. Było to wówczas, gdy zwiedzaliśmy południową część wyspy. Raz zrobiło się chłodniej (i to znacznie!), kiedy przejeżdżaliśmy przez góry.
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy pojechać na Rodos w czerwcu - polecam! Nie dość że temperatura oscylowała w granicach 30 stopni, słońce prażyło dzień w dzień, to jeszcze kwitło wszystko, co tylko mogło - hibiskusy, oleandry, pnącza, pelargonie i cała masa innych roślin. No i te cykady wieczorami... Amatorów morskich kąpieli uspokajam - woda była wystarczająco ciepła.
Gdzie się zatrzymaliśmy?
My wybraliśmy zachodnie wybrzeże - z silnymi wiatrami i dużymi falami. Mieszkaliśmy w niewielkiej wiosce Ialyssos, oddalonej od stolicy i lotniska o zaledwie kilka kilometrów. Nasz hotel ulokowany był bezpośrednio przy długiej żwirowo-kamienistej plaży. Warto wiedzieć, że większość plaż na Rodos, jeśli nie wszystkie, to plaże publiczne i za znajdujące się na nich parasole i leżaki trzeba płacić. Na szczęście opłata jest pobierana jednorazowo za cały dzień, a przemiły Grek prowadzący serwis plażowy szybko rozpoznawał znajome twarze. Można więc spokojnie pójść np. na obiad i wrócić na swój leżak po kilku godzinach.
Jak już wspomniałam, na zachodnim wybrzeżu wieje silny wiatr, są duże fale, a dno szybko robi się głębokie, przez co zdecydowanie odradzam kąpiel w morzu z dziećmi. Zresztą wiele osób, które wcześniej najwidoczniej się tym nie interesowały, odchodziło z nietęgimi minami i dmuchanymi materacami z powrotem w okolice hotelowego basenu. Jeśli natomiast ktoś lubi się opalać i wypoczywać na plaży, to miejsce jest idealne. Niewielu ludzi, przyjemna bryza od morza, błękitna woda, cisza i spokój...
Na wschodnim wybrzeżu wiatr nie wieje, fale są niewielkie, a morze przez długi czas płytkie. Jeśli jednak liczymy na ciszę i spokój, warto omijać hałaśliwe i oblegane Faliraki. Tam bowiem kwitnie życie towarzyskie, a imprezy trwają cały czas. Warto dodać, że życie turystyczne, poza nielicznymi wyjątkami, koncentruje się na północy wyspy (szczególnie jeśli chodzi o zachodnie wybrzeże) i w centrum.
Co zwiedziliśmy?
W zasadzie niewiele jest na Rodos miejsc, których nie polecam zobaczyć. Wyspa jest na tyle niewielka, że w 2-3 dni można zjeździć ją praktycznie całą. Nie zawiodą się miłośnicy starożytnych ruin, ale również cieszyć się będą chcący podziwiać widoki i przyrodę. My zdecydowaliśmy się na wypożyczenie samochodu na 3 dni. W sumie wyniosło nas to ok. 100 euro. Mimo że po całej wyspie kursują autobusy, samochód to najwygodniejszy i najszybszy środek podróżowania, szczególnie jeśli chcemy zatrzymać się w różnych odludnych miejscach. Auto można wypożyczyć przez Internet, a później odebrać w określonym miejscu, ale wiele lokalnych wypożyczalni oferuje niższe ceny. Należy jednak zwracać uwagę na stan techniczny pojazdu i pamiętać, że ubezpieczenie w Grecji nie obejmuje opon i podwozia.
Pierwszego dnia zwiedziliśmy oczywiście wioskę, w której się zatrzymaliśmy. Wioska jak wioska. Trochę sklepów z przeróżnymi pamiątkami, bary, tawerny, hotele. Oczywiście nie mogło zabraknąć palm i rosnących na ulicy pomarańczy. Niedaleko swoje umiejętności pokazywali surferzy. Będąc na Rodos nie można pominąć stolicy wyspy - Rodos. Jest naprawdę urocza! Wprost trzeba się zgubić w wąskich zaułkach Starego Miasta. Koniecznie trzeba zobaczyć mury obronne, bramy, ulicę Rycerską i Pałac Wielkich Mistrzów (wstęp płatny). Jeśli ktoś lubi zagłębiać się w historię, dowie się, że różnorodność zabudowy stolicy, jak i całej wyspy, związana jest z podbijaniem Rodos przez różne kraje. Widać tu elementy bizantyjskie, tureckie, greckie. Po zwiedzeniu Starego Miasta, przeszliśmy się ulicami Nowego Miasta. Nie zachwyca tak bardzo, ale również ma swoje uroki. Bez wątpienia należy do nich port Mandraki z malowniczymi wiatrakami i fortem św. Mikołaja. Na pewno spotkacie tutaj licznie zgromadzone koty. Trzeba uważać, bo potrafią spać na maskach samochodów czy nawet pod autami ;). Przy wiatrakach i forcie woda jest krystaliczna i przejrzysta, rybacy łowili ryby, a my nie mogliśmy się oprzeć, żeby chociaż na chwilę zanurzyć stopy w wodzie. Doskonały widok na port, jak i całe nadbrzeże, jest ze statków wycieczkowych. Chociaż po mitycznym Kolosie z Rodos nie ma nawet śladu, warto wypłynąć statkiem z Mandraki i obejrzeć stolicę z tej perspektywy.
Następnie udaliśmy się wzdłuż plaży, do najdalej wysuniętego na północ punktu wyspy - przylądka Zonari. Tam znajduje się akwarium. Widać również Turcję. Plaża jest szeroka i zastawiona leżakami wszerz i wzdłuż. Tłumy ludzi opalają się na brzegu, uprawiają sporty, zażywają kąpieli. Chociaż woda wygląda wspaniale, warto odejść kilkaset metrów dalej na zachód, by znaleźć trochę spokoju. Po drodze oglądamy imponujący budynek, w którym mieści się Casino Rodos. Warto pospacerować trochę po mieszkalnej części miasta, żeby zobaczyć, jak żyją miejscowi. Uliczki są ciasne, brudne, miejsca jest mało, bloki i ogródki zaniedbane, ale widać było, że ludzie są bardziej szczęśliwi niż u nas.
W okolicach stolicy warte obejrzenia jest Monte Smith. Na wzgórzu znajdują się nieliczne pozostałości po zabudowaniach antycznych - odnowiony stadion, amfiteatr z marmurowymi stopniami i ruiny świątymi Apolla. Część osób może być zawiedziona, że zostało tego tak mało, ale nawet w tym miejscu da się poczuć atmosferę starożytności. Wszystko jest otoczone drzewami oliwnymi. Wstęp jest bezpłatny. Niedaleko znajduje się miejsce, skąd widać zarówno Morze Egejskie, oblewające zachodni brzeg wyspy, jak i Morze Śródziemne, znajdujące się po wschodniej stronie.
Odwiedziliśmy również wzgórze Filerimos, niedaleko Ialyssos. Na jego wierzchołku znajduje się klasztor, pozostałości świątyni, antyczna fontanna i wielki krzyż. Warto zwrócić uwagę na stacje drogi krzyżowej. Panuje tam cisza i spokój, a dookoła przechadzają się pawie.
Od Prasonisi, przez Lindos, do Kolimbii - część południowa i wschodnia wyspy
Kolejnego dnia udaliśmy się na dłuższą wyprawę wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy, aż do jej południowego krańca, przylądka Prasonisi, który okresowo zimą staje się wyspą. Droga jest cudowna, widoki zapierają dech, ale to nic w porównaniu z tym, co czeka nas u celu. Prasonisi zadziwia przede wszystkim ogromem.
Jeśli nie podróżujemy samochodem terenowym, koniecznie trzeba zostawić auto przy ostatnich zabudowaniach, bo można zakopać się w piasku na dobre. Spacer po wielkiej plaży jest męczący, bo piasek parzy, a stopy zapadają się. Warto jednak przejść do końca i wdrapać się na górę. Trudno zapomnieć widok, jaki się stamtąd roztacza. Chociaż na przylądku nie ma nic, oprócz latarni morskiej, spędziliśmy mnóstwo czasu spacerując wydeptanymi ścieżkami. Na szczycie ludzie układają kopczyki z kamieni, służą temu samemu, co wrzucanie monety do fontanny ;). Można tam znaleźć kilka naprawdę urokliwych, pustych zatoczek, ale po kąpieli trzeba się liczyć z mozolną wspinaczką...
Woda w Morzu Śródziemnym w okolicach Prasonisi jest tak przejrzysta, że nie mogliśmy oprzeć się kąpieli. Wiejące tam silne wiatry sprzyjają uprawianiu sportów wodnych, szczególnie kite- i windsurfingu. Amatorów takich rozrywek było mnóstwo. Jedno co na Prasonisi nas raziło, to nieprzyjemny zapach wyrzucanych przez morze na brzeg i zalewanych okresowo znajdujących się już na plaży wodorostów, patyków itp.
Z Prasonisi udaliśmy się w drogę powrotną na północ, przez Lindos i Kolimbię. Lindos to bez wątpienia jedno z najładniejszych miejsc na wyspie. Oprócz tradycyjnej białej greckiej wioski, mamy tutaj duży Akropol i przecudowny widok zarówno na morze, zatoki Lindos i Św. Pawła, jak i na wioskę. Obecnie cała miejscowość jest pod ochroną - ruch kołowy w wiosce jest zakazany. Warto zostawić samochód nieco dalej, by uniknąć opłaty za parking.
Przez dłuższa chwilę pozwoliliśmy sobie błądzić w bardzo ciasnych uliczkach wioski. Potem udaliśmy się na Akropol. Można się wspiąć pieszo lub wjechać inną drogą na osiołku. My wybraliśmy tę pierwszą możliwość. Po drodze miejscowe kobiety sprzedają przepiękne, ręcznie wykonane obrusy i serwety. Niestety część ruin była w remoncie, ale i tak warto tu wejść. Przy wejściu koniecznie trzeba zobaczyć wykuty w skale statek!
Po wyjeździe z Lindos udaliśmy się na plażę w Kolimbii. To jedna z nielicznych piaszczystych plaż na Rodos. Malowniczo położona, w otoczeniu wzgórz, niezbyt zatłoczona w tamtym momencie. Niedaleko znajduje się plaża Tsambika, z klasztorem na górze. Niestety nie mieliśmy już czasu, by tam pojechać, czego żałuję.
Monolithos, Petaludes, Kamiros - część zachodnia i środek wyspy
Kolejnego dnia udaliśmy się na zwiedzanie zachodniej i środkowej części Rodos. Trzeba przyznać, że poza nielicznymi atrakcjami, na środkowym i południowym zachodzie znajdują się głównie tereny rolniczo-przemysłowe. Wybrzeże jest zaniedbane, nie ma plaż, a infrastruktura turystyczna w zasadzie nie istnieje. Wszędzie pełno tu niedokończonych budynków. Można za to spotkać tutaj pasące się tuż przy drodze kozy, podziwiać winnice i gaje oliwne. Jest znacznie spokojniej, a w wioskach toczy się normalne życie.
Wybraliśmy się do ruin zamklu Joannitów - Monolithos. Początkowo byliśmy przerażeni perspektywą długiej i mozolnej wspinaczki schodami pod górę, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny. Widok z góry zapiera dech. Wokół czuć zapach lasu, słychać cykady. Chociaż z zamku pozostało bardzo niewiele, urzeka znajdujący się na górze maleńki biały kościółek. Obok rośnie częściowo wyschnięte, poskręcane od wiatru drzewo. Dalej widać już tylko winnicę w dole, ciemnoniebieskie morze i małe wysepki. Z drugiej strony zobaczymy góry i na jednym ze szczytów budyneczek z pomarańczowym dachem. Wprawne oko może dojrzeć pasące się na zboczach kozy, zresztą słychać je podczas wspinaczki.
W drodze powrotnej przez góry widać znajdujący się w oddali Kastro Kritnias. Niestety zabrakło nam czasu, by mu się przyjrzeć z bliska. Pojechaliśmy za to do Petaludes - Doliny Motyli i starożytnego Kamiros. Chociaż motyle, a w zasadzie ćmy, gromadzą się w Petaludes przede wszystkim od lipca, już w połowie czerwca było ich całkiem sporo. Przyciąga je zapach żywicy wydzielanej przez ambrowce. Najładniej wyglądają w locie, kiedy po rozłożeniu skrzydeł pokazuje się kolor pomarańczowy, ale rzadko ruszają się z gałęzi czy liści, na których siedzą, a w dolinie obowiązuje całkowity zakaz płoszenia motyli.
Cała trasa to ok. 2 km spaceru wąwozem, którego dnem płynie strumień, poprzecinany licznymi drewnianymi mostkami. Woda nie nadaje się do picia, ale żyją w niej na wolności kraby. Mieliśmy okazję zobaczyć kilka, a jednego niemal nadepnąć ;). Trzeba uważnie się przyglądać, bo kolorem doskonale wtapiają się w otoczenie. W dolinie panuje przyjemny chłód i półmrok. Warto się tam wybrać, by chociaż na chwilę odpocząć od upału, jaki nas czeka w pozostałych częściach wyspy. Przy wejściu znajduje się muzeum oraz stragany, gdzie można kupić nawet zasuszone okazy motyli.
Z Petaludes udaliśmy się do starożytnego Kamiros. To miasto, obok Lindos i Ialissos, w starożytności było jedną z najważniejszych doryckich osad na wyspie. Zostało całkowicie zniszczone prawdopodobnie w wyniku trzęsienia ziemi w 142 r. p.n.e. Jego ruiny odkryto w roku 1859. Do dzisiaj zachował się oryginalny układ fundamentów, widoczne są również ślady instalacji wodociągowej, fragmenty kolumn i budynków. Za czasów swojej świetności leżało nad brzegiem morza, obecnie morze jest widoczne w oddali, tylko z wyższych punktów ruin. Na pewno warto się tam udać, chociaż cena za wstęp do ruin wydaje się zbyt wygórowana.
Rejs na wyspę Symi
Będąc na którejkolwiek z greckich wysp, nie sposób oprzeć się i nie wypłynąć w rejs statkiem. Ostatnim punktem naszego pobytu była więc wycieczka na wyspę S. Na wyspę wybraliśmy się indywidualnie, ponieważ wykupienie wycieczki w biurze podróży było znacznie droższe. Z portu Mandraki w stolicy wyspy wypływa mnóstwo statków prywatnych przewoźników, nie tylko na ymiSymi. Można tam wykupić bilety na różne inne rejsy. Nasz kosztował ok. 25 euro w obie strony. Statek wypływa z Rodos rano, a w drogę powrotną rusza ok. godz. 17.
Po drodze statek zatrzymuje się przy klasztorze Panoramitis. Monastyr jest naprawdę piękny, szczególnie zdobiona dzwonnica. Uwagę zwraca mozaikowa podłoga wyłożona otoczakami. Poza monastyrem podziwiać można krajobraz - wzgórza opadające do wody i fantastyczny kolor morza.
Wpłynięcie do zatoki i portu w Symi to coś, co trudno opisać. Dookoła znajdują się kolorowe budynki, wkomponowane w otaczające wioskę wzgórza. Warto pospacerować i pooglądać wąziutkie schodki prowadzące do domów. Symi słynie ze świeżych ziół - co ciekawe, sprzedawcy dość dobrze porozumiewają się nawet w języku polskim - oraz naturalnych gąbek. Te można kupić w różnych cenach - w zależności od rozmiaru i kształtu. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.
Woda w porcie jest krystaliczna, przejrzysta, a przywiązane do nadbrzeża łódki sprawiają wrażenie unoszących się w powietrzu. Podczas rejsu można obserwować niezamieszkałe w tym rejonie wybrzeże Turcji. Czasem można się natknąć na patrolujące wodną granicę statki Unii Europejskiej, kutry zarzucające sieci i statki transportowe.
czerwiec 2009
Jeśli dotarłeś aż do tego miejsca - dziękujemy za poświęcony czas! :-) Jeżeli masz go trochę więcej i zastanawiasz się gdzie pojechać... zapraszamy do przeczytania relacji i objerzenia zdjęć z innych naszych wypraw:
Wilno i Troki • Kusadasi • Czarnogóra • Brugia • Riwiera Turecka • Zakynthos • Londyn • Dublin • Korfu • Madryt • Chopok • Kos • Kordoba • Florencja • Gozo • Stambuł • Jerez de la Frontera • Edynburg • Algarve • Chorwacja • Mediolan • Ronda • Włochy Północne • Andaluzja • Fatima • Salzburg • Toledo • Bergamo • Alicante • Irlandia • Gibraltar • Brno • Costa de la Luz • Saloniki • Liverpool • Piza • Lizbona • Katalonia • Bodrum • Haarlem • Kadyks • Fethiye i Oludeniz • Ateny • Kopenhaga • Wiedeń • Beauvais • Cypr • Buenos Aires • Santorini • Rzym i Watykan • Segowia • Kalabria • Lwów • Barcelona • Gandawa • Bretania • Palanga i Lipawa • Wenecja • Kijów • Wyspy Kanaryjskie • Bruksela • Argentyna • Paryż • Thassos • Praga • Trondheim • Alpy Austriackie • Kreta • Budapeszt • Mykonos • Malta • Peloponez • Bratysława • Chalkidiki • Sewilla •